wtorek, 30 września 2014

Makijaż w błękitach

Uff... Za mną pracowite tygodnie, które zaowocowały m.in. cudowną sesją autorstwa Justyny Liwochy :)
Ponieważ jesień już nadeszła, zdecydowałyśmy się jak najlepiej wykorzystać ostatnie słoneczne chwile i zrobić coś kolorowego :)



Użyte kosmetyki:
1. Twarz:
- podkład Bourjois Healthy Mix (52 vanille)
- korektor Ingrid, Ideal Skin (10)
- puder Ingrid, Idealist (1)
- bronzer/rozświetlacz Ingrid, Ideal Glow (1, 3)
- róż Ingrid, Satin Touch (10)

2. Oczy:

- baza Ingrid, HD
- tusz Ingrid, Bad Girls Sexi
- cienie Ingrid, Ideal Eyes (8)
- cienie Ingrid, Egoist (13, 24)
- czarny eyeliner w płynie
- rzęsy - sklep chiński

3. Usta:

- szminka Ingrid, Wonder Shine Full Color (301)



 I jeszcze malutkie porównanie "przed i po" pięknej Nikoli :)

poniedziałek, 15 września 2014

L'Oreal Preference Glam Lights - recenzja

Skuszona cudowną reklamą i pięknym obrazkiem na opakowaniu skusiłam się na zakup farby L'Oreal Preference Glam Lights, która ma na naszych włosach stworzyć cudowne pasemka.
Zdecydowałam się na odcień nr 3 przeznaczony do włosów w kolorze średniego brązu (niestety nie przewidziano wariantu dla ciemniejszych włosów).



Pudełeczko eleganckie, dotyk profesjonalnego salonu fryzjerskiego ;)
Na zestaw składa się:
- krem utleniający
- krem rozjaśniający
- proszek rozjaśniający
- szampon
- rękawiczki (niezbyt dobrze się w nich pracuje)
- ulotka z instrukcją obsługi ;) i poradami
- i przede wszystkim - ekspercka szczotka, dzięki której stworzymy idealne refleksy.



Cała idea opiera się na szczotce z trzema "ząbkami", na które nakłada się farbę i przeczesuje nią włosy. Prościej już nie może być :)
Po wymieszaniu wszystkich składników, konsystencji farby nie mogę nic zarzucić - moim pierwszym skojarzeniem było to, że przypomina gęsty balsam do ciała. Dużym plusem jest to, że nie ma intensywnego zapachu, tak jak to bywa w przypadku niektórych rozjaśniaczy, które wręcz wywołują łzawienie.
Sama aplikacja jest łatwa, jednak mi przydałby się do tego asystent, ponieważ miałam problem z tym, żeby przeciągnąć szczotką od nasady do końców włosów (mam włosy do pasa i niestety przy każdej farbie jest to dla mnie problemem). Tak jak już wspomniałam, farba jest dość gęsta i dzięki temu nie spływa. Producent zaleca, aby u nasady nałożyć mniejszą ilość, a na długości i końcach większą. Tak też zrobiłam i po 45 minutach cierpliwego czekania (zalecany czas to od 25 do 45 minut w zależności od tego, jaki efekt chcemy uzyskać) zmyłam farbę, umyłam włosy załączonym szamponem i cóż... Chyba wolę, jak dołączają do farb odżywki, ponieważ po tym szamponie i tak musiałam nałożyć odżywkę, ponieważ włosy po nim (tak jak po każdym innym) plątały się niemiłosiernie.
Co do uzyskanego koloru mam trochę mieszane uczucia. Trochę obawiałam się, że włosy zbyt mocno się rozjaśnią i będzie to wyglądało jak jeden wielki dramat, a z drugiej strony zastanawiałam się, czy to w ogóle chwyci, gdyż moje włosy są ciemniejsze niż zalecane na opakowaniu. 
Ani jedna, ani druga obawa nie była słuszna - po wyschnięciu doszłam do wniosku, że ciężko sobie tym wynalazkiem zrobić krzywdę. Pasma nieco się rozjaśniły, zwłaszcza na długości, dając dość naturalny efekt. ALE! Końce, na które naprawdę szczodrze tego nałożyłam nie rozjaśniły się praktycznie w ogóle.
Pomimo nikłego efektu, włosy się przesuszyły i sporo z nich jest połamanych (wiem, że taka już kolej rzeczy przy rozjaśnianiu, jednak zniszczenia są zbyt duże, jak na tak delikatne rozjaśnienie). 
Poniżej zdjęcia tego co zaszło na moich włosach  (2 w świetle dziennym, jedno z lampą). Kolor, który miałam wcześniej był niemal idealnie równy, więc każdy refleks jest zasługą Glam Lights.


Zastanawiałam się, czy kupiłabym ponownie i doszłam do wniosku, że jestem na nie. 32 zł za taki efekt to niestety nieco dużo. Szczotka jest przydatna, ale nie niezbędna do sprawienia sobie refleksów. Ja jednak zachowam ją i myślę, że spróbuję jeszcze powalczyć o bardziej spektakularny efekt jakimś innym rozjaśniaczem (np. Syoss, który dostępny jest w 3  różnych wariantach).
A Wy? Miałyście już okazję testować ten zestawik?:)  Podzielcie się opiniami.

środa, 10 września 2014

Recenzja + swatch - cienie 4YOU Ingrid

W końcu znalazłam czas, aby na spokojnie napisać moje spostrzeżenia na temat poczwórnych cieni sypkich 4YOU marki Ingrid, które mam okazję testować od pewnego czasu. 

Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na to, co zauważamy na samym początku, czyli opakowanie, które jest po prostu świetne! Dlaczego? Z dwóch prostych przyczyn - po pierwsze na nakrętce znajduje się okrągłe lusterko, które jest bardzo przydatne, gdy np. chcemy na szybko sprawdzić czy wszystko w porządku z naszym pięknym makijażem, a po drugie... Opakowanie podzielone jest na cztery części, z której każda zaopatrzona jest w osobny aplikator, dzięki czemu nie trzeba brudzić 4 różnych pędzli (jeśli do makijażu wykorzystujemy akurat wszystkie 4 kolory ;) ). Jedyne nad czym się zastanawiam, to jak wydobędę ich resztki, kiedy będą się już kończyły, ale do tego jeszcze dłuuuga droga.


A teraz do rzeczy, czyli to co najważniejsze, bo opakowanie opakowaniem, ale bez zawartości byłoby bez znaczenia ;)
Same cienie są cóż... Niesamowite. Serio. Miałam okazję pracować z wieloma pudrowymi/sypkimi cieniami z bardzo różnych półek cenowych i śmiało mogę stwierdzić, że te niczemu nie ustępują swoim droższym koleżankom ;) Warto zauważyć, że sypkie, ale nieosypujące się!
Cienie są pięknie napigmentowane, dzięki czemu nie potrzeba ich dużo, aby uzyskać intensywny, żywy kolor. Ah, co bardzo ważne, a o czym jeszcze nie napisałam, to to, że wszystkie są błyszczące, tzn. bez brokatów czy innych cudów, jednak mają mocno perłowe/mieniące się wykończenie. Kilka odcieni jest opalizujących (powinno być to widać na swatchach poniżej). Można wykonać nimi pełen makijaż, jednak dla mnie absolutnym szaleństwem są jasne kolory - wprost stworzone do rozświetlania wewnętrznych kącików oczu.
Swatche wykonane są z lampą i bez lampy, ale zdecydowanie lepiej sugerować się tymi wykonanymi z lampą, ponieważ nieco lepiej odwzorowują, to jak błyszczące są cienie, chociaż efekt na żywo jest jeszcze lepszy. Poniżej swatche połowy dostępnych zestawień kolorystycznych (numerki od 1 do 6 - po kolei :) ). 







Dostępnych jest 12 wariantów kolorystycznych, jednak nie posiadam wszystkich, dlatego dorzucam jeszcze zestawienie ze strony producenta z zaprezentowaną przeze mnie szóstką i pozostałą szóstką:


Podsumowując: polecam zdecydowanie :) Zakochałam się w tych cieniach od pierwszego użycia, nie tylko dlatego, że mają praktyczne opakowanie (i przystępną cenę ok. 15 zł.), ale przede wszystkim przez intensywność kolorów i to jak cudownie się mienią! Moi faworyci to zestaw nr 2 i 4 - w sam raz do makijażu dziennego. Trwałości również nie mam nic do zarzucenia - nie osypują się i nie zbierają w załamaniach powieki  i na bazie spokojnie utrzymują się przez cały dzień. 
Czy miałyście już okazję je wypróbować? Podzielcie się swoimi spostrzeżeniami! :)


poniedziałek, 8 września 2014

Kolor na dolnej powiece w dwóch odsłonach

Dziś szybki post, bo w natłoku wrześniowych poprawek nie ma czasu na więcej :( Po głowie chodzi mi mnóstwo pomysłów na szałowe makijaże, jednak muszą jeszcze trochę poczekać...
A póki co dwa prawie identyczne makijaże (cóż... nie mogłam się zdecydować, którego zdjęcie wrzucić ;) ).

Pierwszy zainspirowany przez face chart autorstwa niesamowicie utalentowanej  www.pinkcolours.ch  z morską kreską na dolnej powiece. Dzienny, jednak z kolorowym akcentem nadającym mu wyrazu.

Użyte kosmetyki:

1. Twarz (ekhem... kawałek twarzy ):
- podkład Diorskin Nude (020)
- korektor Boujois Healthy Mix (52 eclat medium)

2. Oczy:
- MAC, Paint Pot (painterly)
- tusz Astor, Seductions Code
- eyeliner Sleek, Ink Pot
- biała kredka
- cienie:
* Sleek, Au Naturel (nougat, cappucino, bark, noir )
* Sleek, Curacao (blue lagoon, martini)
- brwi cień Kobo (dark chocolate)
- rzęsy sklep chiński

3. Usta:
- szminka MAC, Wonder Woman (spitfire)


W drugiej wersji zmieniłam jedynie kolor na dolnej powiece na odcienie zieleni (cienie Ingrid, Pret-A-Porter, 006 oraz Ingrid, 4You, 5) i kolor ust na bardziej soczysty (Ingrid, Love Story, 305).


Niebawem czekają mnie 2 tygodnie malowania, malowania i jeszcze raz malowania. Już nie mogę się doczekać! :)

poniedziałek, 1 września 2014

Dzienny złoty

W dzisiejszym teście zdecydowałam się na klasyczny, dzienny makijaż w mieniącym się złocie i brązach. Jego uzupełnieniem jest szminka w tak popularnym kolorze nude :) 
Makijaż jest zwykły-niezwykły, ale takie jego zadanie - podkreślić urodę bez zbędnego rzucania się w oczy, ponieważ wakacje niestety dobiegły już końca.

Użyte kosmetyki:

1. Twarz:
- podkład Ingid, Mineral Silk & Lift (29 porcelanowy)
- korektor Ingrid, Ideal Skin (10)
- puder Ingrid, Idealist (1)
- bronzer/rozświetlacz Ingrid, Ideal Glow (1, 3)
- róż Ingrid, Satin Touch (10)

2. Oczy:
- baza Ingrid, HD
- tusz Ingrid, Bad Girls Sexi
- cienie Ingrid, Ideal Eyes (6)

3. Usta:
- szminka Ingrid, Wonder Shine Full Color (298)


Najważniejsze w makijażu oczu jest idealne roztarcie granic cieni, aby płynnie się przenikały :)